Polityka historyczna, czyli nie ma dobrych rządów bez dobrej propagandy

Czym jest dobra polityka historyczna? Przede wszystkim – sprawną i przemyślaną żonglerką faktami.

Ten odcinek miał wyglądać nieco inaczej, ale otrzymałem od Was sporo pytań w nawiązaniu do postu (niezwiązanego bezpośrednio z serią #NoweKłamstwa) o brytyjskiej soft power i przekuwaniu angielskich porażek w sukcesy. Dlatego, uznałem, że rozbiję mój wpis o kłamstwach założycielskich i zrobię z niego tekst o polityce historycznej.

Samo pojęcie ,,polityki historycznej” zostało ukute w Niemczech (Geschichtspolitik) po 1989 roku, czyli w momencie, gdy naród niemiecki jako całość zaczął się wymykać spod wpływów tak amerykańskich (mocno nadwątlonych) i radzieckich. Można powiedzieć, że polityka historyczna jest całokształtem działań, które zmierzają do promowania pewnej wizji historii- nieco wybiórczej i okrojonej, w której podkreśla się niektóre akcenty, a inne prawie pomija.

Powyższa definicja zbliża zatem politykę historyczną do sposobu manipulacji, o którym wspomniałem w jednym z pierwszych tekstów serii #NoweKłamstwa, polegającym na manipulowaniu prawdą.

Ciekawy opis polityki historycznej (a raczej realiów, które zostały przez nią zakamuflowane) znaleźć można w książce Rafała Ziemkiewicza ,,Jakie piękne samobójstwo”. Pozycja ta nie jest pozbawiona błędów (o których wspominali m.in. Piotr Gursztyn czy Stanisław Żerko), ale dość dobrze kontrastuje wizerunek Francji i Polski po II Wojnie Światowej. Przeczytać tam możemy następujące rzeczy:

,,Dla narracji fakty istnieją tylko jako materiał, z którego robi się dowolne wycinanki. (…) Zobaczmy, ile miejsca w (…) historii II wojny światowej pióra Anthony’ego Beevora zajmuje Armia Krajowe i inne formacje zbrojne Polskiego Państwa Podziemnego, a ile francuska Resistance. Jakkolwiek by nie patrzeć, wychodzi na to, że to ta druga była organizacją poważną, silną, która przysporzyła Niemcom problemów i znacząco ułatwiła ich pokonanie.”

(…)

,,W poważnym i poważanym opracowaniu <<Monte Cassino> Davida Hapgooda i Davida Richardsona (dostępnym także w wydaniu polskim) na 270 stron o udziale w tej bitwie II Korpusu Polskiego traktuje tylko jedna.”

(…)

,,(…) weźmy do ręki monografię Amerykanina Roberta Paxtona ,,Francja Vichy”. I już we wstępie, na 15 stronie, trafiamy na liczby, które na przekór mitologicznej narracji przywracają faktyczne proporcje. Oto na podstawie niemieckich archiwów ustala historyk, że siły okupacyjne Hitlera we Francji liczyły sobie 60 batalionów. Czyli- oblicza Paxton- w różnych okresach od 30 do 40 tysięcy ludzi. Przypomnijmy, że Francję w roku 1939 zamieszkiwało (nie licząc kolonii) 45 milionów obywateli. (…) Owe 60 niemieckich batalionów to były bez wyjątku tzw. Landesschutzen, obrona terytorialna, (…) średnia wieku w owych okupacyjnych jednostkach wynosiła (…) 48 lat.”

(…)

,,Dla porównania- w Polsce, o połowę mniej ludnej (…) Armia Krajowa liczyła sobie 380 tysięcy aktywnych konspiratorów.”

(…)

,,(…) Francja zachowała swój rząd, swoje siły porządkowe i siły zbrojne oraz wszelką autonomię. Niemcy nie musieli się nawet trudzić wyłapywaniem francuskich Żydów- listy do deportacji przez komin sporządzały stosowne miejscowe urzędy, potem według tych list aresztowała przeznaczonych na zagładę francuska policja”.

Z tego krótkiego zestawienia wynika, że coś w polskiej polityce historycznej jest nie tak, skoro to Polacy muszą się wciąż mierzyć z powracającym jak bumerang sformułowaniem ,,Polish death camps”. Co więcej, analiza ostatnich 60 lat historii Polski wskazuje, że już od jakiegoś czasu nie radzimy sobie z tym frontem działań. Wystarczy wymienić chociażby List biskupów polskich do niemieckich z 1965 roku, w którym to padają słowa ,,udzielamy wybaczenia i prosimy o nie”. Cóż, choć intencje autorów są szczytne, to jednak sformułowanie to zakłada symetryczność win po stronie polskiej i niemieckiej. A tak przecież nie było.

Ze spraw nowszych, kolejnym strzałem w kolano polskich władz jest sprawa reparacji od Niemiec za zniszczenia dokonane podczas II Wojny. Opisałem ją dokładniej w moim poprzednim poście z dziś, chętnych zapraszam do lektury (to ułatwi zrozumienie mojej wizji polskiej polityki historycznej).

Nie sposób też nie wspomnieć o kontrowersyjnej kwestii projektu polskiego paszportu z wizerunkiem Ostrej Bramy i Cmentarza Orląt. Obiekty te leżą poza granicami Polski, więc umieszczenie ich w takim dokumencie, byłoby dość precedensowym wydarzeniem, zwłaszcza biorąc pod uwagę zasadę wzajemności, funkcjonującą w prawie międzynarodowym.

Koronnym argumentem zwolenników umieszczenia tych wizerunków w polskim paszporcie jest fakt, iż obiekty te są częścią polskiej tożsamości narodowej. Cóż, to prawda, jak najbardziej. Ale w takim razie, czy sprawy nie załatwiłoby dodanie wizerunku Matki Boskiej Ostrobramskiej i obrazu ,,Orlęta – obrona cmentarza” pędzla Wojciecha Kossaka? Załatwienie sprawy w sposób, w jaki zrobiło to Ministerstwo Spraw Wewnętrznych wywołało spór wewnątrz kraju i stało się dogodnym materiałem dla rosyjskiej propagandy (która już napisała, że Polacy wysuwają roszczenia terytorialne względem Lwowa). Ergo: ponieśliśmy porażkę na froncie wewnętrznym i zewnętrznym.

Nie zbudujemy silnego wewnętrznie i zewnętrznie państwa bez odpowiedniej polityki historycznej, czyli (nie bójmy się tego określenia) propagandy. Wierzę, że w tym momencie wielu Polaków krzyknie ,,polska historia nie potrzebuje czarcich sztuczek propagandowych, obroni się sama!”.

Niestety, tak nie jest. Polska historia – choć piękna – potrzebuje naszej pomocy. Pomocy, która przybierze postać czynną, taką, jak np. akcja German Death Camps.

#NoweKłamstwa to cykl dwudziestu jeden tekstów, w których skupiam się na technikach propagandy i dezinformacji oraz sposobach obrony przed takimi działaniami.

You May Also Like